Szukam dziury przez którą widać wieczność... .

Dusza, to ulubiona kraina własnego ja. A miara zanurzenia w niej, to nic innego jak duchowość.. .

niedziela, 3 czerwca 2012

Wiara i niewiara - która postawa ma pewniejsze przesłanki.

Czy Bóg, stwórca nieba i ziemi istnieje naprawdę, czy tylko jest to przedmiot wiary?

Czy człowiek ma duszę czy jej nie ma.. , Czy istnieje życie do którego “bramą” jest grób.. ?

Sporów pewnie było wiele i on elektryzuje ludzi czy jest czy nie ma.. .

Jeśli się wsłuchać w argumenty jednej i drugiej strony, i ich wagi można powiedzieć z całą pewnością, że:
Jeśli Ktoś twierdzi, że Boga nie ma, przedstawia jedynie swoje “zdaje mi się”, bo cóż może powiedzieć więcej poza odczuciem. Nie potrafi tego ani udowodnić ani potwierdzić. Komunikuje tylko swoje “zdaje mi się”.

Jednak zasadniczy problem argumentów jakich użyć może osoba wierząca i niewierząca jest jeden.
Wierzący mogą powołać się na świadków. Może się powołać na Jezusa z Nazaretu. Potwierdzonego historycznie oraz potwierdzonego zeznaniem świadków. Mogą przywoływać kolejnych świadków: mistyków, świętych a także ludzi którzy doświadczyli fizycznie Jego obecności.

Niewierzący mogą jedynie przedstawić przekonanie którego podstawą jest wrażenie albo wydawanie się.. .
Kwestia więc wiary nie jest taka skomplikowana. Problem tkwi tylko w tym, na ile człowiek chce i szuka autentycznie Boga, a na ile jest wewnętrznie zamknięty na Niego.

Można nie chcieć Go szukać, można w ogóle się Nim nie zajmować i nie zawracać sobie głowy Nim, bo życie na ziemi dostarcza wielu rzeczy do zajęcia się.. .

Jednak problem wewnętrznego rostrzygnięcia tego, czy dla mnie On istnieje czy nie, to kwestia podstawowa. A to dlatego, że problem Boga i mojej relacji do niego to ów problem który określa tożsamość człowieka w najgłębszym tego słowa znaczeniu i wymiarze.

Człowiek który wierzy wie dokąd zmierza, wie gdzie jest dziś i wie gdzie będzie jutro.. . Jest jak pielgrzym.
Niewierzący żyje chwilą obecną. Nie wie gdzie będzie jutro. Jest jak osoba “bezdomna” duchowo, gdyż jest ona jak okręt rzucony na morze, który nie wie w jakim porcie zakończy swoje żeglowanie, krąży po morzu jak zagubiony okręt.

Pytanie o tożsamość jest pytaniem o rzeczy ostateczne. Pytaniem podstawowym z jednego powodu. Inna szansa życia na ziemi już się nie wydarzy. Nie będzie powtórki więc jego jakość ma daleko idące konsekwencje.

Odpowiedź na to pytanie jest potwierdzeniem tego kim jestem:

- czy jestem faktycznie Osobą, a więc chcianą, przewidzianą i powołaną do życia.

- czy jestem jedynie wybrykiem natury, który pojawił się przypadkiem na ziemi jako zbieg okoliczności. Bez przyczyny, bez celu i bez głębszej tożsamości poza egzystowaniem kilkudziesięcioletnim na tej a nie innej planecie.

Osoba – ktoś kto JEST, pomimo śmierci ciała.

Powołana – powołana do życia przez Osobę, nie przypadkiem ale celowo – a więc z racjonalną perspektywą życia, przewidziana i oczekiwana, przeznaczona do wieczności, kochana nawet wtedy gdyby wszyscy ludzie na ziemi jej nie kochali.. .

Powołanie i przeznaczenie człowieka do wieczności zostało tak cudownie określone, że człowiek sam, swoim życiem na ziemi – poprzez wybory, pragnienia i czyny – nie tylko wpływa na jakość swojego życia na ziemi. Ale wpływa tym samym na jakość swojego życia po skończeniu ziemskiej wędrówki.
Od tego gdzie jestem dziś, zależy to, gdzie będę jutro. Tak jak w sporcie. Od tego jak się rozwijam dziś, zależy to gdzie będę jutro.. .

Dla osoby świadomej powołania, życie nie jest błąkaniem się, po morzu życia ale jest drogą KU przystani do której zaprosił człowieka Stwórca już, zanim powstał wszechświat.

Powie ktoś, że zmyślam albo mi się przyśniło.

Nie! Nie zmyślam, mam na to świadka – Jezusa z Nazaretu.

Można wierzyć lub nie wierzyć. Można wzruszyć ramionami i żyć po swojemu. Oczywiście, że tak. Bo Stwórca jedynie zaprasza. A z zaproszenia można zrezygnować, wzgardzić, nie znaleźć na jego przeczytanie nawet czasu, można określić inaczej swoje ambicje i plany.

Można. Ale należy sobie zdać sprawę, że życie które otrzymałem nie zostało wymyślone przeze mnie. Niezależnie od tego co o nim myślę, to pojawiłem się na świecie nie z własnej woli. A więc otrzymałem szansę. Warto szanse wykorzystać a nie je zaprzepaścić.. . Pierwszy człowiek również nie pojawił się z własnej woli.

Warto więc ufać Stwórcy a nie sobie. Bo garnek nie jest mądrzejszy od garncarza, a syn/córka nie jest bardziej doświadczony/a od Ojca/Matki. Zaś Ten od którego wyszedł syn/córka – mam na myśli pierwszego człowieka – nie jest w stanie powiedzieć, że stworzył siebie sam i własnym siłom zawdzięcza swoje życie na ziemi i swoją tożsamość.

Wszystko zostało dane “spoza nas”. A więc tożsamość również jest nadana spoza nas. Sęk w tym, że można ją przyjąć i potwierdzić a można nią wzgardzić.. .

To właśnie jest problem wyboru wiary lub niewiary. Bo wiara i niewiara to świadome wybory dwóch rzeczywistości, mające głębokie konsekwencje nie tylko dla jakości na ziemi ale i w wieczności.

Kim jestem, kto mnie wymyślił i dokąd zmierzam? Wszystko w moich rękach.. .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz